Bogactwo składników (ilustr. z potimages.com)
Trudno dziś znaleźć grupę ludzi bardziej prześladowaną przez Unię Europejską niż palacze. Kolejne wymagania dotyczące cen wyrobów tytoniowych, opakowań z przerażającymi zdjęciami i napisami, zakazów palenia wszędzie i w ogóle udowadniają, że palący są największym wrogiem zebranych do kupy krajów Europy.
Statystyki mają dziś udowadniać wszystko, co sankcjonuje kolejne kroki przeciw nikotynistom. Przygotowywane teraz zmiany wykluczą z rynku papierosy zapachowe. Papieros ma smakować jak papieros, a nie jak cukierek. Paczki będą duże, bo małe sugerują, że to taki niekosztowny drobiazg. Zdjęcia z horrorów anatomicznych pokryją większą część pudełka.
Cena wzrośnie, choć już jest niebotyczna. Palić nie będzie wolno niemal nigdzie, by dym nie zatruł zdrowej tkanki społecznej. Na lotniskach już są klatki dla palaczy. Ciekawe, gdzie pojawią się następne?
Medialnie, informacjom z Brukseli towarzyszyły raporty, gdzie przeczytaliśmy o masowej zagładzie w wyniku palenia i incydentalnym znaczeniu morderstw i wypadków drogowych (na przykład).
Sam jestem palaczem, ale dotychczas miałem przeświadczenie, że to moja sprawa i rzeczywiście mam obowiązek uszanować inaczej wydających swe pieniądze i niszczących swe zdrowie czymś innym.
Tymczasem z każdym rokiem rośnie we mnie poczucie krzywdy. Państwa UE najpierw znalazły w palaczach jedno z najlepszych źródeł dochodów budżetowych. Potem, uzależnionych już ludzi, zaczęły gnoić na masową skalę.
Nagle szkodzić przestał alkohol. Nagle komin walący dymem z palonych w piecu śmieci nie zatruwa sąsiedniego osiedla pełnego ludzi. Nie szkodzą spaliny samochodów, zatrute rzeki i wody gruntowe, uprawiane przy szosach rośliny. Nie szkodzą wyziewy z elektrociepłowni w centrach miast – szkodzi dym z papierosa i szkodzą palacze.
Nie boli walka z nałogiem, nie boli propaganda antynikotynowa – boli nierównowaga w traktowaniu.