Historia jest zupełnie autentyczna, choć wolałbym, by nie była.
W jednym z paryskich szpitali specjalistycznych, w zgodzie z przepisami nakazującymi zatrudnianie osób niepełnosprawnych i w zgodzie z poprawnością wszelaką, zatrudnia się w recepcji osoby autystyczne.
Efekt jest taki, że wchodząc do budynku i chcąc się czegoś dowiedzieć, stajemy przed osobą, która patrzy na nas z zainteresowaniem, ale i lękiem.
Patrzy, gdy zadajemy pytanie, ale też i potem. Następuje cisza i intensywna wymiana spojrzeń. Powtórzenie pytania niczego nie zmienia. Odpowiedzi nie uzyskamy. Francuzi opowiadają sobie o tej sytuacji z rozbawieniem, ale są też nieco zażenowani.
Jak tu teraz – zgodnie z poprawnością – wyperswadować taki pomysł dyrekcji szpitala, nie urażając pana portiera.
Autystyczny recepcjonista odzywa się czasami – dokładnie wtedy, gdy ma na to siły i ochotę. Najczęściej, gdy sam chce zadać pytanie.
Podobno miała to być forma terapii. Mam nadzieję, że pomysł wynikał przynajmniej z życzliwości, a nie złośliwości.