Rozstrzelać aferzystów z Białegostoku


W ściganiu afer Polska osiąga czasami mistrzostwo świata. Prawie nigdy nie słyszymy, by za wielomilionowe przekręty ktoś poszedł siedzieć czy zapłacił solidną karę.

A tu masz. Jest afera na skalę, o jakiej się szarakom nie śniło.

W maju 2004 roku zauważono w Białymstoku przekręty przy likwidowaniu barier architektonicznych utrudniających życie niepełnosprawnym. Jak pisze „Gazeta Wyborcza„: „budowlańcy zawyżali kosztorysy, a także wystawiali faktury za prace, których nie wykonali. Wszystko bez mrugnięcia okiem akceptowali urzędnicy”. Urzędnicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie – dodajmy.

Ta wielka afera okazała się też wysoce skomplikowana. SIEDEM lat zajęło sędziom i prokuratorom zbieranie dowodów. SIEDEM lat przesłuchiwano, wysyłano pisma, analizowano. SIEDEM lat (za pieniądze podatników) poświęcono na dochodzenie prawdy.

Teraz wszystko jest na dobrej drodze, by podłych kryminalistów skazać. Urzędnikom grozi do 3 lat za kratkami, budowlańcom – do 8 lat.

Sprawa jest nadzwyczajna, bo będzie gdzieś wyrok za to, co praktykuje się w całym kraju. Lewe faktury, zawyżanie kosztów, fikcja przetargów.

Jakich kwot sięgnęły białostockie przekręty? Mowa o 15,5 tys. złotych!!! Piętnaście tysięcy pięćset złotych. Słownie.

No to za fuszerkę przy budowie i remontach polskich dróg, będzie chyba dożywocie albo gilotyna. Pod warunkiem, że fantazji nam nie zabraknie…